Don Domenico Labellarte opowiada o sobie:
Moją historię muszę zacząć od najwcześniejszych czasów. Moje życie było związane z Ojcem Pio przez ponad 26 lat. Pierwsze spotkanie miało miejsce 2 lutego 1943 roku. Doświadczyłem wtedy miłosierdzia. Powiem szczerze, Ojciec Pio docenił nędzę, byłem chory, naprawdę był to dla mnie dar miłosierdzia. Po spotkaniu z Nim zacząłem odzyskiwać silł, podjąłem przerwane studia. Drugie spotkanie było na Wielkanoc a trzecie już 22 sierpnia 1943 roku. Dobry Bóg dał mi natchnienie w kolegium Capranica, w Rzymie, gdzie przebywałem między 15 a 17 maja tego roku, a ponieważ byłem młody, byłem studentem filozofii i w dodatku chory, nie miałem śmiałości mówić o tego rodzaju wewnętrznych doświadczeniach. Myślałem, że to jakieś sny czy coś w tym rodzaju, chociaż oczy miałem otwarte, było to około południa a znajdowałem się przed tabenakulum i przed obrazem Matki Bożej u św. Agnieszki. To co Bóg chciał mi przekazać, dla mnie było wtedy, powiedzmy, do odsunięcia na bok, miałem inne problemy do rozwiązania. Ale plan Boży zdecydowanie był inny.
I rzeczywiście 22 sierpnia 1943 Ojciec Pio przywołał mnie do siebie, do ustronnego miejsca i mówił do mnie przez około półtorej godziny. Byłem zawstydzony, czerwieniłem się a Ojciec powtarzał „Musisz powiedzieć”. „Ale wyspowiadałem się dzisiaj rano…!”. „Powiedziałem ci, że musisz powiedzieć”.
Położył mi ręce na plecach, a kiedy skończyłem mówić powiedział: „To nie twoje sprawy, to pochodzi od Boga”. Częsciowo się uspokoiłem. „Odwagi, bierz się do pracy…”. Uświadomiłem sobie, że zaczyna się odpowiedziałność i zacząłem bać się naprawdę. „Ale Ojcze co ja mogę? Ojciec wie kim jestem…”. Ojciec Ppio mi odpowiedział: „A ja od czego tu jestem?”. „Niech mi Ojciec powie co mam robić…!”. Cierpliwie mówił mi w szczegółach cały program. „ Ojcze, zacznę jak będę już księdzem…”. Ale on powiedział: „Nie, już dzisiaj”, (jak wspomina w swoich świadectwach inżynier Benedetti, mówiąc o Matce Speranzy, że wszyscy święci peżywają i doświadczają tego rodzaju bezpośredniość).
„Ale gdzie Ojcze?”. „ Tam gdzie jesteś, w Kolegium”.
Zrozumcie dobrze, że chodzi tu o „fundację”, której oczekiwał sam Bóg. Ojciec Pio sprawił, że szybko zacząłem od „Braterstwa”. „Ojcze, proszę mi towarzyszyć”. Kazał mi uklęknąć i mi błogosławił, i odtąd, można powiedzieć, szliśmy razem. Bez niego nie zrobiłbym nic.
Kiedy Ojciec Pio zmarł 23 wrzesnia 1968, pozostałem spokojny. Już istnial Instytut Świecki żeński (Służebnice Bożego Miłosierdzia), w drodze było zatwierdzenie Instytutu Męskiego.
Tymczasem przed trumną Ojca Pio, przeniesioną z celi do kościoła, usłyszałem silne natchnienie, trwało ono od ósmej do ósmej trzydzieści: „Uzupełnij dzieło rodzinami zakonnymi, czyli: „ niech w praktyce realizuje się miłość do kapłaństwa, do modlitwy,
do cierpienia i do niesienia ulgi w cierpieniu. Tego nauczyłeś się przy mnie przez 26 lat. Ojciec Pio mówił: „Zrealizuj to wszystko”.
Doświadczyłem czegoś naprawdę mocnego, podobnie jak „wołanie” między 15 a 17 maja 1943. chodziło o wyeksponowanie i zjednoczenie dwóch tajemnic: tej Wcielenia w dwóch rodzinach świeckich i tajemnicy Odkupienia (przede wszystkim ulgi w cierpieniu) w dwóch rodzinach zakonnych.
Dwa lata po tym minęły w ciszy, nie czułem potrzeby aby iść z tym do kogokolwiek. Wystarczało mi być blisko grobu Ojca Pio i kontynuować to co robiłem…Służebnice Bożego Miłosierdzia, Instytut Świecki żeński oczekiwał zatwierdzenia papieskiego. Pojawiały się liczne trudności. Trzy razy rozpoczynał się proces, i nic….zaczynał sie ciągle od nowa. Traciłem cierpliwość. Wsiadłem do samochodu i pojechałem do Matki Speranzy.
Pierwszy raz spotkaliśmy się 15 października 1970 roku. Siostra pośrednicząca łaskawie pozwoliła mi rozmawiać z Matką. Matka z wielką energią rozważała to i powiedziała mi o jednej zdecydowanej osobie. Ja, ze spokojem, z pokorą, ponieważ nie spodziewałem się interwencji aż tak zdecydowanej, powiedziałem” Matko, Ojciec Pio uczył mnie tego aby patrzeć obiektywnie, rozważać z wiarą i w oparciu o naukę Kościoła”.
Rozpogodziła się i uśmiechnęła do mnie. Zaprosiła abym usiadł, i wtedy zrozumiałem jej bycie ojcem i matką. Tak, zobaczyłem Ojca w niej, męską siłę Ojca a jednocześnie razem ze słodką, wrażliwą i miłosierną siłą Matki. To było nasze pierwsze spotkanie.
Drugie mało miejsce 3 stycznia 1971 roku. Wracałem z pewnej misji w Val DʼAosta z dwiema odpowiedziałnymi Służebnic Bożego Miłosierdzia. Padał wielki śnieg. Matka mnie przyjęła… było tuż po odprawionej Mszy Św. Tam, w korytarzu była mała kaplica, dokładnie naprzeciw pokolju ojca Gino Capponi. Było około dziewiątej rano. „Powiedz mi czego chcesz?”. Już była Matką…, uścisnęła mi dłonie i: „Powiedz mi…?”. Przedstawiłem jej projekt założenia dwóch instytutów. Były w tym czasie tylko dwie osoby interesujące się tym, nie więcej, można powiedzieć, że wydawały się kierowane dobrą wolą. Ona, uścisnąwszy mi mocno dłonie, powiedziała: „Tak, tak ale przygotuj się na wchodzenie na Kalwarię”. a ja na to: „A to co było do tej pory?” „Powiedziałam ci, przygotuj się na wchodzenie na Kalwarię”.
Nie przypuszczałem tego, był 8 luty 1972. Powiem tylko, że biskup Nicodemo poblogoslawił 12 września 1971 dwie pierwsze siostry: Apostołki Jezusa Ukrzyżowanego.
Szedłem naprzód dobrze rozumiejąc, że ta rodzina jest dziesiątkowana już od sameych narodzin. Nie chciał jej szatan. Wiedziałem, że jest cenna dla Boga, rozkwitła u stóp Ojca Pio, potwierdzona przez Matkę Speranzę. Powiem wam teraz jak bardzo potwierdzona.
Pamiętacie, jak 3 stycznia 1971 powiedziała mi: „Tak, przygotuj się na Kalwarię”. Po tym nastąpiły dalsze wydarzenia, na przykład to z 31lipca 1972. Była to walka o otrzymanie „Dekretum Laudis” dla pierwszego Instytutu żeńskiego Służebnice Bożego Miłosierdzia. Nieustanna walka…przyjeżdżałem tam często i dziękuję bardzo Synom Miłości Miłosiernej, bardzo mi pomogli.